Robiąc nie tak dawno jedną z blogowych rundek, na dłużej zatrzymałam się u
Finn - a to za sprawą cudów, jakie powyprawiała z papierowymi torebkami - konkretnie chodzi mi o
TE i o
TĄ. Zauroczyły mnie do tego stopnia, że zdobyłam się na odwagę i zliftowałam/zainsiporwałam się/zgapiłam - tu dziękuję raz jeszcze za pozwoleństwo :). I tak oto powstał torebkowy tryptyk - czyli my - rodzice w pradawnych czasach i pociecha nasza, całkiem współczesna ;)